- 5 grudnia, 2024
- Łukasz „Juby” Ptaszyński
- Fotosy z filmu: Najmniejszy radiowóz z FSO - Kolekcja Matizów znacznie się powiększyła!
Matiz, oznaczony kodem fabrycznym M100, był dla Daewoo gamechangerem. Projekt karoserii odkupiono od studia projektowego Italdesign, które narysowało go na potrzeby Fiata. Zaprezentowany na salonie bolońskim ’93 prototyp Lucciola był wprawdzie trzydrzwiowym funcarem z harmonijkowym, miękkim oknem dachowym, ale gdy trafił pod skrzydła Koreańczyków nadano mu praktyczną, pięciodrzwiową formę.
Technicznie bez fajerwerków, zdecydowano się zwyczajnie na rozwinięcie mechaniki znanej już z Tico. Sympatyczne auto o nieco wyłupiastym spojrzeniu miało zawojować europejskie rynki. W Polsce ta sztuka udała się wyśmienicie. Rozsądnie wycenione miejskie toczydło służyło na naszych drogach za pełnoprawny wóz rodzinny albo… radiowóz policji.
Opowieść pierwsza
W roku 2000, dwa lata po debiucie modelu, zaprezentowano dwie limitowane wersje: S-line oraz prezentowane w filmie Style. Pierwsze, co rzuca się w oczy to zderzaki w kolorze, ale… innym niż karoseria. Zabieg znany wówczas chociażby z Seicento Brush (w nim także klapa bagażnika miała kontrastowy lakier). Granatowy, niemal czarny lakier, bo tylko taki był w niej dostępny, kontrastuje ze srebrnymi bumperami. Jak na limitkę przystało stylowy Matiz miał w standardzie felgi z lekkich stopów, radioodtwarzacz, alarm samochodowy i relingi ozdobne. Śmieszne? Skoro przyciągało do salonów sprzedaży klientów to znaczy, że po prostu skuteczne.
27 600 zł – tyle musiał wyłożyć chętny na Matiza w roku 2000. Chociaż… niekoniecznie. Można go wszak było wygrać w loterii. Dziś połączenie słów loteria i samochody, szczególnie w kontekście treści prezentowanych na YouTube, brzmi ryzykownie, ale na przełomie wieków to tak zwany system argentyński tworzył historię.
Fiat nazwał swój system AUTO-TAK, Daewoo stworzyło Auto Konsorcjum. Na czym polegał myk? Grupa osób płaciła przez 6 lat raty za samochód. Co miesiąc losowano szczęśliwca, który go odbierał. Drugi samochód odbierała osoba, która deklarowała największą nadpłatę rat. Mając szczęście lub większy budżet, można było szybko zacząć użytkować samochód. Gorzej mieli ci wylosowani na szarym końcu. Płacili co miesiąc po 471 zł za coś z czego jeszcze nie mogli korzystać. Kuriozalne? Zwykłe kredyty były wówczas drogie i trudno dostępne. Przystąpienie do systemu argentyńskiego nie było obwarowane tyloma barierami.
Pan Mirosław ze szwagrem w 1998 roku postanowili zmienić Fiata 126p na Tico i dołączyli do gry o własne cztery kółka. Z czasem, przy odbiorze, panowie zdecydowali się na nowocześniej wyglądającego Matiza. Suma summarum Matiz kosztował nieco ponad 31 000 zł, biorąc pod uwagę fakt, że panowie mieli voucher na 6 rat gratis. To o jakieś 10% więcej niż gdyby kupili go za gotówkę. Całkiem sensowne oprocentowanie jak na rok 2000. Przesiadka z Malucha była szokiem.
Rodzinne zdjęcia, które zachował Pan Mirosław, ilustrują nie tylko nowego Matiza, ale i Malucha, który był jego poprzednikiem. Wtedy zmienił właściciela za 500zł, czyli tyle, ile dziś można było dostać za Matiza na złomie. Na szczęście Matiza nie spotkał taki los, bo dzięki dobroduszności dotychczasowego użytkownika teraz to Robert Brykała ma „stajla”. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale Bob tylko zerknął na newralgiczne dla projektu M100 miejsca. „Nasi tu byli”, czyli auto jest nieco podrutowane, ale wygląda w miarę solidnie. Co więcej były do niego oryginalne obręcze oraz… fikuśne orurowanie przodu, zwane kangurkiem.
Brakowało tylko ułamanej klamki. Wizyta na złomie była ryzykowna, wszak pracownicy mieli prawo być przekonani, że ktoś oddaje im kolejne Daewoo. Nie tym razem, Gratownicy przyjechali nie złomować a pozyskiwać części zamiennych. Matizów na złomowcu wcale nie było wiele. Dominują auta młodsze.
Więcej jest Opli, Fordów czy Chevroletów. Niestety poszukiwania klamki spełzły na niczym, ale przynajmniej Gratownicy mogli popatrzeć z bliska jak utylizuje się auta niechciane i niekochane.
Na szczęście Style znalazł kochający dom. Twierdza Modlin będzie go strzegła przed złem tego świata. Czy w 2000 roku Matiz był fajnym autem. Robert twierdzi, że tak. Wszak za okolice 30 000 złotych można było kupić Seicento, czy to w wersji Brush czy nawet Sporting, ale one miały tylko jedną parę drzwi. Tutaj Matiz wygrywał, więc jak ktoś, tak jak użytkująca go Pani Ewa miał dzieci, wybierał Daewoo.
Jako autor tego tekstu wtrącę, że można było kupić Opla Agilę A, co sam wówczas uczyniłem. Nomen omen również wóz z polskiej fabryki (w Gliwicach). Może miała lepsze wyposażenie i solidniejsze wnętrze, ale za to nawet w 75-konnej wersji jeździła równie przeciętnie co stylowy „przyjaciel” (bo to znaczy po koreańsku Matiz). No dobrze, może przyśpieszała do setki w mniej niż 17 sekund, ale to nie o niej jest ten materiał.
Brykała uważa, że deska Daewoo jest gustowna a zestaw wskaźników nawet mimo braku obrotomierza jest wystarczający. 77 decybeli w próbie modlińskiej trylinki to sensowny wynik. Auto ma nowy wydech, sprawne zawieszenie i jedyne, czego brakuje w mieście to wspomaganie kierownicy. 51 koni powinno wystarczyć w mieście. Niepraktyczny jest jedynie aftermarketowy kangurek, który raz, że może zabić pieszego a dwa – na większych wertepach przyciera o podłoże.
Historia druga
Pamiętacie odcinek z wycieczką czerwonym Matizem po granatowego „Friend’a”? Wtedy Robert zapytał co z nim zrobić, mając w głowie swój szalony plan. Widzowie zamiast go od niego odwieźć tylko utwierdzili go w przekonaniu, że Matiz radiowóz jest mu w kolekcji potrzebny. Policyjny Matiz nie jest wytworem wyobraźni Roberta. Faktycznie takie auta znane były z ulic. Gdy okazało się, że produkcja serialu „Ojciec Mateusz” szuka prowincjonalnego radiowozu ekipa Muzeum Skarb Narodu zaproponowała Matiza.
Wprawdzie początkowo miało być to Tico, ale Gratownicy zobowiązali się dostarczyć przygotowany egzemplarz w tydzień, co przechyliło szalę zwycięstwa na stronę Matiza. Delikatne prace blacharskie nad błotnikiem, odpowiednia okleina, numer służbowy zaczynający się od S jak na Sandomierz przystało, belka oświetleniowa i można jechać na plan. Nie do końca, żeby jeździć po publicznych drogach w pełni wyposażonym radiowozem trzeba mieć na nim „żółte blachy”. Na szczęście muzea mają ułatwiony dostęp do takowych, więc i tą misję udało się ukończyć.
Jak ludzie reagują na „policyjnego” Matiza? Bardzo pozytywnie. Uśmiechem. Robert czuł się niemal jak Artur Żmijewski, wszyscy się uśmiechali, a Daewoo z muzealnikiem za kierownicą to iście gwiazdorski duet. Tygodnik Nadwiślański zrealizował materiał o nowym serialowym aucie służbowym sandomierskiej policji. W produkcji „Ojciec Mateusz” Matiz miał być karą dla policjantów. Jak było w rzeczywistości? Podobnie. Takie auta trafiały głównie na prowincje, do biedniejszych gmin. Osiągi predestynują go najwyżej do pościgu za rowerem Ojca Mateusza, więc jego użyteczność bojowa podczas interwencji jest ograniczona.
Czy warto zbierać Matizy? Tak, o ile są w dobrym stanie blacharskim. To największy problem tego modelu, który za kilka, kilkanaście lat stanie się klasykiem. Tak, w Polsce wiele osób ma do tego modelu sentyment a to on jest kluczową kwestią przy określaniu czy dany pojazd do zwykły plastik czy obiekt o znaczeniu historycznym. Teraz jest czas na zakup. Przede wszystkim jest z czego wybierać a po wtóre części są jeszcze osiągalne i tanie. Niby pierwsza wizyta na złomowisku nie była owocna, ale przeszukanie for internetowych i grup facebookowych przyniosło rezultat.
Czerwony FSO Matiz znaleziony w ten sposób posłużył za dawcę części do znanego Wam już z wspomnianego odcinka o wyprawie po wersję Friend, równie czerwonego TOP’a. 350 zł, 250 za błotnik, 60 za kierunkowskazy i 40 za dorobienie kapki lakieru, uzdrowiły maksymalnie wyposażonego Matiza. Czy to dużo jak na doprowadzenie sympatycznego samochodu do stanu, w którym cieszy oczy? Chyba nie. Jedyny problem „czerwonego” to brak oryginalnej naklejki „TOP”, jako że jego nowy błotnik adaptowano z wariantu JOY. Pomożecie?
Przełom wieków to czas, kiedy społeczeństwo się bogaciło. Przysłowiowego Kowalskiego stać było na zmianę 126p czy DF-a na współczesny pojazd. Mały, ciasny, ale własny. I przy odrobinie szczęścia wcale nie trzeba było czekać na niego aż 6 lat w systemie argentyńskim. Kochajmy Matizy, tak szybko odchodzą…
Kalendarz Muzeum Skarb Narodu 2025
Zachęcamy do zakupu naszego kalendarza na 2025 – wspieracie w ten sposób nasze działania.