- 2 września, 2024
- Łukasz „Juby” Ptaszyński
- Zdjęcia: Artur Perzanowski
Trzecia generacja europejskiego Escorta, kryjąca się pod kodową nazwą Erika, była przełomowa. Pod modnie stylizowanym, trójbryłowym nadwoziem projektu duetu Uwe Bahnsen/Patrick Le Quement, pełnym pożądanych na początku lat 80. XX wieku kantów, kryła się nowoczesna technika. Silnik umieszczony poprzecznie napędzał przednie koła, co było nowością w kompaktowej linii modelowej producenta z Kolonii, podobnie jak niezależne tylne zawieszenie. Model zaprezentowany w 1980 roku zaczął karierę rynkową z „wysokiego c” zdobywając tytuł Europejskiego Samochodu Roku 1981, co predystynowało go do odniesienia wielkiego sukcesu na Starym Kontynencie.
My też zaczniemy od dobrej informacji : Lublin żyje i ma się na tyle dobrze, że targa graty jak szalony. Żeby miał co wozić trzeba szukać aut w odpowiednio złym, albo lepiej, nieznanym stanie, dostępnych w cenie złomu. Tak było w omawianym przypadku, kiedy to Mikołaj, przyjaciel Muzeum Skarb Narodu, poinformował Roberta, że namierzył Escorta.
Wprawdzie jednego, także trzeciej generacji, za to w bardzo dobrej kondycji sprowadzonego z Włoch już ma w garażu, ale od przybytku głowa nie boli, postanowił więc wyciągnąć Ojca Dyrektora na nocną misję „GRATunkową” zapewniając, że auto jest w ulubionym przez graciarzy stanie przeżarcia przez korozję, a po wtóre znaleziony egzemplarz ma brązowe szyby.
Na takie argumenty nie było siły, szczególnie, że odległość do miejsca postoju Forda nie była zbyt duża. Na miejscu okazało się, że bez użycia latarek w telefonach Escorta nawet nie widać, tak ciemny był garaż w którym stał. Ale to nic, kto nie ryzykuje nie pije szampana, a że kanciasty samochód z owalnym logotypem ma kolor podobny do tego szlachetnego trunku z bąbelkami decyzja o zakupie była oczywistością.
Na dokładniejsze oględziny czas przyszedł następnego dnia, już po zakupie. Karoseria jak na Forda z lat 80. okazała się niezła, co nie oznacza, że jest wolna od rudej zarazy. Na szczęście progi są w miarę solidne, nie zostały ulepione z baranka i jak to powiedział Mikołaj „jest do czego spawać”, więc jeżeli auto odpali, to szkoda go na części i warto je ratować. We wnętrzu uwagę zwracają fotele i kierownica od luksusowej wersji Ghia. Ile wart jest samochód kupiony za 10% ceny zdrowego egzemplarza ze słonecznej Italii?
Robert obawiał się, że otwarcie maski będzie jak otwarcie puszki pandory. Na szczęście mimo widocznych na pierwszy rzut oka braków części takich jak aparat zapłonowy, zgodnie z zapewnieniami poprzedniego właściciela potrzebne elementy znajdowały się we wnętrzu. Niestety fordowski moduł okazał się niesprawny, za to dzięki temu, że Robert ma naturę zbieracza w jego garażu znalazł się moduł z Poloneza.
Wprawdzie części mocno się różnią, ale prowizoryczna wiązka stworzona przez Mikołaja sprawiła, że w Escorcie pojawiła się iskra. Robert przy okazji tej operacji nauczył się kolejnych tajników garażowej pierwszej pomocy oraz… zobowiązał, że jeśli Ford odpali, to on posprząta garaż.
Silnik OHC ma aparat przykręcany z boku silnika, łatwiej go więc zamocować mimo urwanego jednego z trzech uch niż w poczciwym Żuku. Jednostka napędowa, mimo kilkunastoletniego stanu spoczynku, odpaliła bez protestów na aparacie zapłonowym rodem z FSO. Mikołaj stwierdził, że po wymianie oleju auto będzie gotowe na jazdę testową. Robert niczym diagnosta sprawdził więc poprawne działanie przedniego oświetlenia, który to test udowodnił, że elektryka Forda również ma się nieźle.
Cztery litry oleju załatwiły temat wymiany, auto miało płyn chłodzący i po zainstalowaniu akumulatora, a jak, z Poloneza, samochód ruszył. Silnik działa, wóz świeci, skręca, hamuje co jak na pojazd najprawdopodobniej z rocznika 1984 (dokładną identyfikację utrudnia brak tabliczki znamionowej) nie ruszany od wielu lat z garażu jest nie lada osiągnięciem.
Poprzedni właściciel poddał się ze względu na wspomniany moduł zapłonowy, Mikołaj zamówił już odpowiednią, oryginalną część. Zresztą jego zakupy są zakrojone na szerszą skalę, co przyniosło dobrą nowinę – ceny elementów do trzeciej generacji Escorta są niższe, niż w przypadku FSO Poloneza!
Nadwozie nosi ślady szpachlowania, lakier nie jest pierwszy, ba nawet nie jest zgodny ze specyfikacją fabryczną. Ford najprawdopodobniej opuścił fabrykę jako samochód w kolorze niebieskim. Mikołaja nawet to cieszy, jako, że jego rodzice mieli niebieskiego trzydrzwiowego Escorta tej generacji, więc decyzja o powrocie do oryginalnej barwy przyszła mu łatwo.
Mimo znacznie niższej ceny polskiego egzemplarza ma on większy silnik (1300 zamiast 1100ccm) i lepsze wyposażenie od egzemplarza przywiezionego z Włoch. Robert chciał zrobić test karoserii za pomocą śrubokręta, lecz nawet pod nieobecność właściciela auta ekipa nie zgodziła się na tak brutalną metodę weryfikacji stanu blacharskiego.
Gołym okiem widać jednak, że auto jest ulepione. Na przykład przedni prawy błotnik nie trzyma fabrycznej linii, artysta-blacharz nadał mu autorski kształt. Z tyłu, w okolicach wlewu paliwa widać dziury odsłaniające pierwotną barwę. Doły błotników są solidne, podobnie jak drzwi. Widać, że mimo czterdziestu lat na karku auto było przechowywane w suchym miejscu, gdzie miał godziwe warunki postoju.
Najgorsze są aluminiowe listwy wokół okien, ale to galanteria, nawet jeśli nie uda się jej uratować, to powinno dać się ją dokupić i dosztukować. Chociaż populacja tej generacji kompaktowego Forda jest mocno przetrzebiona.
Dlaczego Escorty mk.3 wyginęły? Zabiła je korozja? A może młodzi właściciele wyciskający z tych aut siódme poty? Wprawdzie rajdową legendą owiane były wcześniejsze generacje o napędzie na tył, ale i w Eryce nie brakowało wszak usportowionych wersji pokroju XR3i. Największym mankamentem kupionego egzemplarza jest wspomniany błotnik, a jako, że jest to element przykręcany to nie ma tragedii.
Wnętrze jest zdrowe, choć trudno liczyć, że znajdujące się na liczniku 38 000 kilometrów to całkowity przebieg tego auta. Robert twierdzi, że rzeczywisty dystans przebyty przez to mk.3 jest przynajmniej o „strówkę” jak nie dwie większy. Trudno to ocenić, jako, że auto przeszło kilka remontów.
Europejski Escort trzeciej generacji był prawdziwą rewolucją, podczas gdy w Polsce wciąż produkowano Syrenę, FSO 125p a Polonez uważany był za wzór nowoczesności niemiecko-brytyjski koncern z amerykańskimi korzeniami miał w ofercie na wskroś nowoczesnego hatchbacka o trzech lub pięciu drzwiach, kombi, kabriolet a także sedana o imieniu Orion.
Pod maskę oprócz silników gaźnikowych trafiały również te ze skomplikowanym i trudnym dziś w serwisowaniu układami wtryskowymi. No właśnie gdy Robert oglądał nadwozie nowego nabytku na plan przyjechał Czarek, przypadkowo Polonezem MR89. Modelem, który na życzenie dyrektora Pietrzaka otrzymał przeszklenia w słupkach C i długą klapę bagażnika znacznie obniżającą próg załadunku. W sumie podobnie, jak w Escorcie, chociaż… kilka lat później.
No właśnie czy te auta mogły ze sobą konkurować? Na przełomie lat 80. i 90. w zasadzie tak, tylko produkt FSO był wtedy nowy, a Ford mógł być 9-latkiem o bujnej historii wypadkowej, bo głównie takie egzemplarze trafiały wtedy na polskie drogi. Humorystyczna kłótnia Czarka z Robertem o wyższości Poloneza nad wszystkim innym sprawiła, że zrodziło się poważne pytanie – z jakimi autami mógł konkurować nowy MR89 na przełomie dekad? Czy klasyczny układ napędowy był wadą czy zaletą produktu FSO?
Przedni napęd był bezpieczniejszy, do tego Escort w porównaniu z Polonezem był wzorem jazdy o kropelce zadowalając się 7 litrami na 100 kilometrów. Jazda Escortem jest relaksująca, gdyby nie urwany wydech byłaby jeszcze przyjemniejsza. Cienka, dobrze leżąca w dłoniach kierownica, pięć biegów i komfortowo wykończona kabina to zalety, które przekonywały Polaków do zakupu jednego z ponad 4 milionów wyprodukowanych egzemplarzy trzeciej generacji Escorta jako auta używanego zamiast nowej „przejściówki”.
Mikołaj szukając dawcy części, a konkretnie brązowych szyb do swojego mk.3 kupił auto, które warto uratować. Graciarze tak już mają, że stają się zbieraczami, chcą mieć więcej i więcej samochodów, z każdym związują się emocjonalnie. Przeważnie ostatni zakup staje się tym ulubionym, Robert jeszcze kilka miesięcy temu zapytany o ulubiony model marki Ford wymieniłby Sierrę czy Capri, jednak ta misja gratownicza sprawiła, że zaczął darzyć Escorta sympatią i swojego rodzaju szacunkiem.
Zanim trafi on na muzealną ekspozycję wymaga oczywiście dopieszczenia, ale już teraz daje się poznać jako solidne i nowoczesne auto. A czy Wy uważacie że ta generacja jest coś warta?