- 15 lipca, 2024
- Łukasz „Juby” Ptaszyński
- Zdjęcia: Artur Perzanowski
Bawią Was żarty o właścicielach Alf Romeo, którzy nie muszą witać się na drogach, bo rano widzieli się w serwisie? Naszym zdaniem to przeokrutne suchary, ale trzeba mieć naturę graciarza, aby na wieść o AR146 czekającej na nowy dom rzucić wszystko, zapakować się do lawety i ruszyć z kolejną misją ratunkową. Tym razem obiektem zainteresowania gratowników stała się czarna włoszka z owianym złą sławą silnikiem przeciwsobnym wrastająca na granicy Mazowsza z Podlasiem. Podoba się dla nas taka wyprawa!
Robert Brykała nie wstydzi się bycia gratownikiem, otwarcie przyznaje, że w jego żyłach płynie benzyna z rdzą. Kiedy skontaktowała się z nim Pani Joanna oferując Alfę Romeo 146 z bokserem nie zastanawiał się długo. Wprawdzie z rozmowy telefonicznej wynikało, że auto należy do jej męża, co wzbudziło pewne wątpliwości czy aby na pewno jej prawowity właściciel wie o ofercie przekazania auta do Muzeum Skarb Narodu. Na szczęście nie był to podstęp mający na celu pozbycie się włoskiego żelaza z posesji w tajemnicy przed mężem, to była ich wspólna decyzja.
Brzmi memicznie? Tym razem serio tak było, małżonkowie kochają trudne auta, zresztą to model 155 sprawił, że tworzą rodzinę. Wbrew pozorom nie było tak, że raz-pięć-pięć zepsuło się Pani Joannie i szukała mechanika ratownika, a zwyczajnie chciała kupić ten model dla siebie. Razem z samochodem znalazła miłość. Piękna historia. Kiedy mąż zajmował się jeszcze włoskimi samochodami na co dzień 146-tka służyła mu jako daily, jeździł nią a to po części, a to do przedszkola z owocem małżeńskiej miłości, córką która miłość do Alf wyssała z mlekiem matki.
Niestety w pewnym momencie małżonkowie uznali, że posiadanie 10 aut to przesada i wolą zadbać o dwa egzemplarze, a reszty się pozbyć. Z bólem serca zdecydowali, że zostawią czarną 155 i Fiata, reszta stadka znajdzie nowe domy (czy też garaże). Zła sława włoskich silników typu bokser oraz fakt, że samochód nie był sprawny ograniczył grono potencjalnych nabywców do zera, Joanna i Artur wytypowali więc Roberta na odpowiedniego kandydata do uratowania topowej odmiany kompaktowej Alfy Romeo.
Na miejscu okazało się, że matka natura, a konkretnie maliny powoli upominają się o ten wóz. Rozczulający jest fakt, iż nie trzeba było nawet szukać haka holowniczego, był wkręcony w zderzak, jako nader przydatny w codziennej eksploatacji Cuore Sportivo. Po otwarciu maski oczom Roberta ukazały się piękne rogi barana, czyli kolektory czterocylindrowego silnika o pojemności 1,7 litra.
140 koni mechanicznych nie czyni z tego wozu hat hatcha, ale gdy jest sprawna nie rozczarowuje osiągami a przy okazji zachwyca dźwiękiem. Niestety przeciwsobny silnik lubi wypić, a 12 litrów średniego spalania nie predestynuje tej wersji do wygrywania rajdów o kropelce. Dla Roberta jest to trzecia Alfa Romeo, obok m.in. modelu GTV z klasycznym motorem 1747ccm. Ta powinna być szybsza, przynajmniej na wprost.
Po wyrwaniu pięknego nadwozia projektu Waltera de’Silva z najmocniejszym w gamie, szesnastozaworowym, acz niesprawnym silnikiem raz-cztery-sześć trafiło w ręce Darka prowadzącego serwis włoszczyzny w Tarczynie. Dwadzieścia minut zajęło fachowcom przywrócenie boksera z problemami do sprawności. Winowajcą okazała się pompa paliwa, która zamiast podawać paliwo do silnika – cofała je. Co ciekawe była podłączona do… świateł.
Niestety nie udało się w ten sposób stworzyć maszyny produkującej paliwo. Za to po tchnięciu weń życia odwdzięczyła się pięknym, gardłowym dźwiękiem bliskim choćby miłośnikom Subaru. Szczególnie, że Artur w czasach, gdy jeszcze używał tego wozu na co dzień zmodyfikował układ wydechowy. Wszak auto miało mu dawać radość z jazdy, a na dobre samopoczucie dźwięk przeciwsobnego silnika wpływa bezbłędnie.
Może nie jest to ścieżka dźwiękowa znana z rodziny silników Busso, ale charakterystyczny tembr sprawia, że boksery w Alfach mają oddane grono wyznawców. Zresztą swego czasu takie jednostki napędowe wyróżniały AR na tle konkurencji. Trafiały pod maski modeli Alfasud czy 33. Krótki skok tłoka sprawiał, że auto wbrew pozorom jest całkiem wytrzymałe i ochoczo wchodzi na wysokie obroty. Znajdujący się w ofercie do 1997 roku silnik 1,7 16v jest nie tylko ładny, ale i umieszczony pod maską tak, że gwarantuje dobry dostęp serwisowy.
Jego największą wadą jest pasek rozrządu, który wraz z pompą wody wymaga częstej wymiany. Podobnie jest z olejem, włoszka z bokserem nie lubi długich interwałów między wymianami oliwy. Także wymiana rozrządu, choć profilaktycznie warto go wymieniać co 40 000 kilometrów, nie jest zbyt problematyczna. Samochód z lat 90., choć mocno zunifikowany z Fiatami, przez nietypową jednostkę napędową daje poczucie obcowania z autem o dwie dekady starszym. Mariaż z dużym koncernem z jednej strony zabił unikalność Alf, które korzystają m.in. z koncernowych płyt podłogowych (w tym przypadku pamiętającej model Tipo, ale obecnej też w Bravo czy Fiacie Coupe).
No właśnie najwyższa wersja Bravo HGT miała pięciocylindrowy, ciężki motor stu pięćdziesięcio konny, który może w sprincie do setki pokonywał siostrę ze Scudetto, ale generalnie to Alfa sprawia wrażenie bardziej dynamicznej. Mniejsza masa silnika pokazuje swoje zalety w zakrętach, 145/146 nie płóży przodem, co gwarantuje lekkość prowadzenia nawet na górskich serpentynach.
Karoseria czarnej włoszki nie przypomina innych europejskich kompaktów z lat 90. W jej liniach, wydatnych przetłoczeniach widać nawiązania do historii marki. Mimo pięciodrzwiowego, możliwie praktycznego nadwozia w tylnej jego partii widać nawiązanie do coupe GTV, wąskie lampy stały się znakiem rozpoznawczym jej projektanta, Waltera de’Silva (trafiły tak do AR156 jak i… drugiej generacji Seata Cordoba).
Co ciekawe do pewnego stopnia język stylizacji modelu pochodzi od Chrisa Bangla, który odpowiadał za trzydrzwiowy, siostrzany model 145. Widać, że mistrzowie wzornictwa dobrze się dogadywali tworząc nadwozia o ponadczasowej, sportowej elegancji. Włoska szkoła wzornictwa to coś, czego brakowało nie tylko konkurentom z epoki, ale też styl, którego brakuje wielu dzisiejszym projektom aut popularnych.
Styl widać też we wnętrzu. Deska rozdzielcza jest daleka od sztampy znanej z Golfa czy Astry. Forma przebija tu funkcję, dzięki temu kierowca nie tylko cieszy oko motywami takimi jak trójkąt wpisany w koło kierownicy, ale i nie jest przytłoczony deską rozdzielczą. Piętą Achillesową kabiny nie jest wbrew obiegowej opinii jakość użytych materiałów, które dobrze zniosły próbę czasu. Nadal są przyjemne w dotyku. Kuleje ich spasowanie, dlatego we wnętrzu słychać rozmaite dźwięki.
Co ciekawe mimo pokrewieństwa z Fiatem czy Lancią we wnętrzu nie znajdziemy elementów identycznych z koncernowymi odpowiednikami. Wszystko jest specyficzne dla aut marki Alfa Romeo, co dziś w koncernie Stellantis jest nie do pomyślenia. W latach 90. nawet cennik Alfy Romeo nie predestynował 146 do segmentu premium, z ceną poniżej 50 000 zł bliżej jej było do Megane Coupe czy Forda Focusa niż małych modeli Mercedesa czy Audi.
Dzięki stylizacji i specyficznej technice model 145/146 jest już yougtimerem pełną gębą, szczególnie z silnikiem z przeciwsobnymi tłokami, który może nie jest najprostszym wyborem do tyrania jako daily, ale daje poczucie obcowania z wyjątkowym samochodem o sportowych genach. Czarna 146 udowodniła to na modlińskiej trelince, gdzie zachwycała nie tylko dźwiękiem, ale i sportowym nerwem prowokującym do agresywnej jazdy. Na szczęście odbywającej się na zamkniętym obiekcie w godzinach, kiedy jest niemal opustoszały.
Zawieszenie jest nieco sportowe w nastawach, ale zapewnia też dozę komfortu. Mimo, iż Robert nie przekraczał 50-60 km/h, odczucia były rewelacyjne. Auto, szczególnie z przerobionym wydechem nie jest ciche, co tylko potęguje wrażenia z jazdy w sportowym stylu. Szkoda, że ten model, szczególnie z bokserem, dość szybko zniknął z polskich ulic. Nigdy nie był przesadnie popularny, tym bardziej zasługuje na zachowanie dla potomnych i swoje stałe miejsce w ekspozycji Muzeum Skarb Narodu.
Jeśli chcecie ją zobaczyć zapraszamy w każdy letni weekend między 11 a 18 do Twierdzy Modlin, chętnie opowiem o niej więcej, podobnie jak o niemal 70 innych samochodach. Piękna, czarna włoszka wymaga dopieszczenia, ale już teraz urzeka sportową linią i nerwem w prowadzeniu. Sportowego serca i ducha nie da się ukryć.